Ulica Sadowa w Stargardzie – remont, który zamiast pomagać, zaczyna utrudniać życie?

Miała być długo wyczekiwana poprawa, a wyszła pułapka dla kierowców, przedsiębiorców i służb ratunkowych. Remont ulicy Sadowej w Stargardzie, który od początku budził nadzieje, dziś staje się dla wielu mieszkańców symbolem urzędniczej bezrefleksyjności i braku nadzoru.
Wąskie gardło Stargardu – jak jedna decyzja wpływa na całą dzielnicę
Przez lata dziurawa, łatana prowizorycznie ulica doczekała się inwestycji, na którą Stargard przeznaczył środki nie tylko z własnego budżetu, ale również z funduszy powiatowych i wojewódzkich. I choć na papierze wszystko wyglądało jak należy, rzeczywistość pokazała zupełnie inny obraz. Bo czy naprawdę budując nową drogę w XXI wieku, trzeba zostawić słup energetyczny niemal na środku jezdni?
Nie prosimy o nic ponad zdrowy rozsądek. Skoro budujemy nową ulicę po latach dziur i łataniny, zróbmy ją tak, by była bezpieczna i użyteczna przez kolejne dekady – bez słupa i drzewa w jezdni, pełnej szerokości.
- jeden z mieszkańców ul. Sadowej w Stargardzie
Na jednym z odcinków Sadowej realna szerokość jezdni zmniejszyła się do około 3 metrów. To mniej niż szerokość standardowego garażu. Winowajcą jest stary słup, który – mimo dostępnej przestrzeni – pozostał w pasie drogowym. Jakby tego było mało, granica jednej z działek (nr 45/2) została potraktowana jak linia nie do ruszenia, choć jej ogrodzenie wyraźnie wchodzi na teren drogi. Możliwość poszerzenia? Była. Wola? Najwyraźniej nie.
W tym ciasnym układzie trudno mówić o komforcie jazdy. Ulica jest ślepa, a to oznacza jedno: każdy wjazd – od śmieciarki, przez karetkę, po dostawczaka – to operacja na milimetry. Już dziś mieszkańcy boją się o swoje ogrodzenia, świeżo ułożone krawężniki i bezpieczeństwo dzieci. A finalnej warstwy asfaltu nawet jeszcze nie położono.
Uszkodzone drzewo i zamknięcia bez ostrzeżenia
Dąb, który miał być ozdobą ulicy, został uszkodzony podczas prac ziemnych – wyrwane korzenie mogą oznaczać, że drzewo nie przetrwa pierwszej silniejszej wichury. Czy ktoś ocenił to ryzyko? Na razie nikt nie odpowiada.
Mieszkańcy chcą odpowiedzi – i mają rację
W ostatnich tygodniach społeczność z Sadowej postanowiła działać. Złożyli petycję do starostwa w sprawie uszkodzonego drzewa, a do Zachodniopomorskiego Urzędu Wojewódzkiego trafiło pismo z konkretnymi pytaniami o projekt, nadzór, bezpieczeństwo i możliwość odszkodowań. Na razie – cisza.
Nie domagają się cudów. Chcą tylko, by inwestycja, która miała być symbolem rozwoju, nie stała się synonimem urzędniczego absurdu. “Zróbmy ją tak, by była bezpieczna i użyteczna przez kolejne dekady” – mówią mieszkańcy. I trudno im się dziwić. Bo jeśli dziś nie zadamy pytań o sensowność tej budowy, jutro możemy wszyscy stanąć przed podobnym problemem – tylko na innej ulicy, w innym mieście.
My równiez poprośliliśmy powyższe urzędy o komentarz. Czekamy na odpowiedź.
Autor: Admin