Ulica Sadowa w Stargardzie – remont, który zamiast pomagać, zaczyna utrudniać życie?

3 min czytania
Ulica Sadowa w Stargardzie – remont, który zamiast pomagać, zaczyna utrudniać życie?

Miała być długo wyczekiwana poprawa, a wyszła pułapka dla kierowców, przedsiębiorców i służb ratunkowych. Remont ulicy Sadowej w Stargardzie, który od początku budził nadzieje, dziś staje się dla wielu mieszkańców symbolem urzędniczej bezrefleksyjności i braku nadzoru.

Wąskie gardło Stargardu – jak jedna decyzja wpływa na całą dzielnicę

Przez lata dziurawa, łatana prowizorycznie ulica doczekała się inwestycji, na którą Stargard przeznaczył środki nie tylko z własnego budżetu, ale również z funduszy powiatowych i wojewódzkich. I choć na papierze wszystko wyglądało jak należy, rzeczywistość pokazała zupełnie inny obraz. Bo czy naprawdę budując nową drogę w XXI wieku, trzeba zostawić słup energetyczny niemal na środku jezdni?

Nie prosimy o nic ponad zdrowy rozsądek. Skoro budujemy nową ulicę po latach dziur i łataniny, zróbmy ją tak, by była bezpieczna i użyteczna przez kolejne dekady – bez słupa i drzewa w jezdni, pełnej szerokości.

  • jeden z mieszkańców ul. Sadowej w Stargardzie

4-20250823064950.webp

Na jednym z odcinków Sadowej realna szerokość jezdni zmniejszyła się do około 3 metrów. To mniej niż szerokość standardowego garażu. Winowajcą jest stary słup, który – mimo dostępnej przestrzeni – pozostał w pasie drogowym. Jakby tego było mało, granica jednej z działek (nr 45/2) została potraktowana jak linia nie do ruszenia, choć jej ogrodzenie wyraźnie wchodzi na teren drogi. Możliwość poszerzenia? Była. Wola? Najwyraźniej nie.

W tym ciasnym układzie trudno mówić o komforcie jazdy. Ulica jest ślepa, a to oznacza jedno: każdy wjazd – od śmieciarki, przez karetkę, po dostawczaka – to operacja na milimetry. Już dziś mieszkańcy boją się o swoje ogrodzenia, świeżo ułożone krawężniki i bezpieczeństwo dzieci. A finalnej warstwy asfaltu nawet jeszcze nie położono.

Uszkodzone drzewo i zamknięcia bez ostrzeżenia

Dąb, który miał być ozdobą ulicy, został uszkodzony podczas prac ziemnych – wyrwane korzenie mogą oznaczać, że drzewo nie przetrwa pierwszej silniejszej wichury. Czy ktoś ocenił to ryzyko? Na razie nikt nie odpowiada.

2-20250823064951.webp
Do tego dochodzi chaos organizacyjny. Mieszkańcy przyznają, że czują się odcięci od świata – w godzinach 8–16 ulica jest zwykle zamknięta, nawet przy robotach, które można by wykonać połowicznie. Efekt? Firmy lokalne tracą klientów, dostawy są opóźnione, a mieszkańcy nie mogą liczyć nawet na to, że dojedzie do nich lekarz czy opiekunka.

Mieszkańcy chcą odpowiedzi – i mają rację

W ostatnich tygodniach społeczność z Sadowej postanowiła działać. Złożyli petycję do starostwa w sprawie uszkodzonego drzewa, a do Zachodniopomorskiego Urzędu Wojewódzkiego trafiło pismo z konkretnymi pytaniami o projekt, nadzór, bezpieczeństwo i możliwość odszkodowań. Na razie – cisza.

Nie domagają się cudów. Chcą tylko, by inwestycja, która miała być symbolem rozwoju, nie stała się synonimem urzędniczego absurdu. “Zróbmy ją tak, by była bezpieczna i użyteczna przez kolejne dekady” – mówią mieszkańcy. I trudno im się dziwić. Bo jeśli dziś nie zadamy pytań o sensowność tej budowy, jutro możemy wszyscy stanąć przed podobnym problemem – tylko na innej ulicy, w innym mieście.

My równiez poprośliliśmy powyższe urzędy o komentarz. Czekamy na odpowiedź.

Autor: Admin